Różewicz Open
- yourwebmypro
- 29 paź 2013
- 3 minut(y) czytania
Sala zamiera, gasną światła, publiczność wypatruje. I oto pojawia się ona, stara bezdomna kobieta z wózkiem. Idzie powoli, niedbale przebiera nogami w starych trzewikach. Na początku rodzi się pytanie: „Czyżby kolejny melodramat o upadłej matronie?” I tutaj właśnie stara kobieta wypowiada pierwszą kwestię. „Kelner!” Nie sposób się oprzeć tej bohaterce. Jest stara, jest bezdomna i jest pełna wdzięku. Wyciąga kubek, kawę i siada przy stoliku. Widok jest szokujący, ale jeszcze bardziej dotykają jej słowa. To opowieść o zmarnowanych szansach, o konflikcie z synem, o utraconym kraju. To rozmowa z samym sobą, prośba do swojego już niezbyt atrakcyjnego ciała, by przestało prosić o cokolwiek. Monolog na początku pełen ironii, powoli staje się coraz bardziej soczysty i tragiczny. Samotna matka, przez nikogo nie kochana, porzucona, zapomniana niczym rzeczy lądujące na śmietniku, miejscu wydarzeń…
Siedząc na widowni i oceniając przez szeroko pojęte filtry pragmatyzmu odgrywany monodram, w pewnym momencie złapałam się na tym, że tekst dotyczy mnie, i osoby, siedzącej obok i tych, siedzących powyżej.. wszystkich będących tutaj. Bo przecież dotyczy naszej ludzkiej istoty i tego, z czym zostajemy, gdy światła powoli gasną. Mimo to, że publiczność składała się z samych Polaków, spektakl grany był w języku ukraińskim i nikomu to nie przeszkadzało. Miejski Dom Kultury w Radomsku zmierzył się z barierą językową dzielnie. Zresztą wszystko działo się podczas Różewicz Open Festiwal. Nie było więc mowy o jakichkolwiek ograniczeniach.
Widzowie są niemymi świadkami spowiedzi kobiety, czytającej fragmenty gazet porozrzucanych wokół. Czynność ta pomaga jej w odnalezieniu swojej wymiętej świadomości tu i teraz. Stara Kobieta mówi do siebie i w przestrzeń, próbując wyczuć co najmniej jeden namacalny punkt własnej egzystencji, obecnie marnej, niezauważalnej, zgniecionej, zapomnianej. W miarę odkrywania duszy zaczyna zmieniać swój wygląd: znika krzykliwy makijaż, jaskrawo wymalowana twarz staje się biała niczym ściana. Jest przezroczysta. W pewnym momencie biegnie w głąb sceny, wykrzykując „gdzie nasze sosny?! Co z nimi zrobiliście? ” i trafia na bezlitosny mur, odcinający ją od świata, który dawno już poszedł do przodu wraz ze zmianami, wynalazkami, cywilizacją.
Wielobarwna i pełnokrwista postać rewelacyjnie zagrana przez Larysę Kadyrową, wzbudza skrajne emocje: od litości do prawdziwego przywiązania. Zdrowy rozsądek idący w parze z groteskowym podejściem do polityki i życia prywatnego – to wszystko spowodowało, że publiczność po ostatniej kwestii zamarła…
Redakcja: Pani Laryso! Czym różni się polski teatr od ukraińskiego?
Larysa Kadyrowa: Nie sądzę, że jest między nimi jakaś wielka różnica. Na pewno różni się tym, że nasza Szkoła była zainspirowana awangardą Kurbasa (Łeś Kurbas- ukraiński aktor i reżyser. Jeden z przedstawicieli rozstrzelanego odrodzenia), czerpała z jego „wiedeńskości”. Wokół Kurbasa utworzył się krąg aktorów, który dał początek „Mołodemu teatrowi”. Kurbas poszukiwał nowych form wyrazu dla dramatu ukraińskiego – współczesnego i klasycznego. Kurbas wprowadził w ten cały skostniały świat swoją europejskość i oryginalność. Polacy tego nie mieli. To było coś na pograniczu teatru europejskiego i słowiańskiego, czyli emocjonalnego i jednocześnie bardzo formalnego. Lwów leży na skrzyżowaniu różnych kultur i dlatego takie osobowości jak Kantor, Grotowski, Modrzejewska – wszyscy tu byli obecni. Polscy aktorzy grają otwarcie, są serdeczni, nie mają maniery introwertycznej.
Redakcja: Widzi Pani jakąś nadzieję w młodzieży?
L.K.: No, pewnie! Oczywiście! Kiedy my byliśmy młodzi wmawiano nam, że nic nie ma, że nic nie da się zrobić, a my robiliśmy. Proszę pamiętać najważniejszą dyrektywę teatru: „pamięć zmarłych żyje dalej tylko w pamięci żywych”. Kiedy będziemy o tym pamiętać, będą też pamiętać Ci, którzy idą za nami. Jeżeli będziemy czynić kroki, tak jak mówi moja bohaterka stara kobieta, będziemy rodzić. Rodzić… to jest jedyna słuszna prawda. Czy jesteś aktorem, czy politykiem – jesteś stworzony do tego, żeby rodzić. Nie możemy czekać, aż ktoś się zatrzyma i nam coś da. Musimy zdobyć to sami, powołać na świat nowe życie. Wtenczas to ma sens. Otrzymałam od Polaków mnóstwo nagród. Jestem dumna z tego, że Różewicz pozwolił mi zagrać „Starą Kobietę”. To jest wielki krok w stronę monoteatru, takiego, który ja uprawiam. Żadna aktorka jeszcze nie gra tej sztuki, żadna. To jest dowód na to, że można prowadzić normalny dialog między narodami.
…światła gasną… stara kobieta krzyżuje ręce… cała obnażona i bezbronna… patrzy przed siebie w stronę publiczności i cisza trwa…. Nikt nie jest w stanie klaskać… nikt nie wie, jak się ruszyć…. Odrętwiała publiczność milczy...

Sztuka "Stara kobieta wysiaduje" to wyraz uznania dla kobiety z doświadczeniem. Tekst Różewicza doskonale wkomponowuje się we współczesną rzeczywistość. Bohaterka zmaga z narzuconą przez "biologię" rolą istoty dającej życie. Inscenizacja ta po przez swoją "nierzeczywistość" uświadamia nam, jak hermetycznym autorem jest Tadeusz Różewicz.
Comentarios